GRATKA DLA FANÓW LOKALNEJ HISTORII

Niedawno wyszła drukiem niezwykła książka - gratka dla pasjonatów historii w ogóle, prawdziwy rarytas dla ludzi ciekawych tego, co w niedalekiej przeszłości działo się w naszym regionie. Mowa o Dzienniku 1939-1948 Zofii z Drohojowskich Romerowej. Autorka była żoną Rodryga Romera, ostatniego właściciela majątku w Inwałdzie.

Zapisywanie najważniejszych wydarzeń, zasłyszanych wieści i swoich przemyśleń rozpoczęła pod koniec sierpnia 1939r., kiedy w Polsce już powszechnie mówiło się o nadciągającej wojnie. Ci, którzy w żywej pamięci mieli niedawną wojnę światową, byli przerażeni. Młodsi, z reguły bardziej optymistycznie patrzący na świat, łudzili się, że może nie będzie taka straszna, bo przecież „przez dwadzieścia lat świat się sporo ucywilizował”.

Kiedy hrabina Zofia zapisała w zeszycie pierwsze zdanie miała 46 lat, troje dzieci, od 20 lat prowadziła inwałdzki dom Romerów, czynnie uczestnicząc też w życiu wsi - przydawała się wiedza medyczna zdobyta w czasie I wojny światowej (Zofia Drohojowska posiadała Srebrny Medal Czerwonego Krzyża, wówczas najwyższe wojenne odznaczenie pielęgniarskie) i znajomość sztuki kulinarnej wyniesiona z rodzinnego gniazda.

Kiedy Niemcy wysiedlili Romerów z Inwałdu, zeszyt hrabiny powędrował z nią na tułaczkę. Nie pisała codziennie, ale odnotowała wszystkie ważniejsze wydarzenia w swojej rodzinie, jak i w życiu dalszych krewnych, przyjaciół, sąsiadów. Być może chciała przeżyte chwile kiedyś dokładnie zrelacjonować wnukom i bała się luk w pamięci? A może uważała, że kiedy już wojna się skończy, komuś mogą się przydać dokładne daty różnych zdarzeń?

Zapiski urywają się w marcu 1948, ich autorka była już wówczas poważnie chora. Nie zdążyła nic ze swych przeżyć przekazać wnukom - najstarszy z nich miał zaledwie rok, gdy umarła jesienią 1949 roku.

Dziennik przeleżał wiele lat wśród pamiątek rodzinnych, zanim zainteresowała się nim wnuczka - jedyna córka najmłodszego z synów Zofii, Karola Romera zwanego w rodzinie Lolem.

Lektura była tyleż interesująca, co trudna - Babcia pisała o ludziach, którzy dawno się już pominęli, opisywała domy, których też dawno już nie ma, wymieniała nazwy miejscowości, dziś zmienione... A kiedy Wnuczka rozszyfrowała wszystkie tajemnice i uzupełniła opisane przez Babcię dzieje o późniejsze fakty, powstał jakby drugi „dziennik”, ściśle spleciony z tym pierwszym.

I tak pożółkłe od starości kartki babcinego zeszytu stały się solidnie opracowaną książką, która powinna mieć czytelników nie tylko ze ściśle rodzinnego grona. Dzięki determinacji i kilkunastomiesięcznej pracy Barbary Romer-Kukulskiej możemy w tegoroczny listopadowy wieczór śledzić wojenne i powojenne dzieje mieszkańców Inwałdu, Bulowic, Gierałtowiczek, Kopytówki, Bestwiny, Bieździedzy i innych miejscowości Małopolski. Treść słowną uzupełniają liczne zdjęcia, w większości nigdy dotąd nie publikowane.

Galeria zdjęć