92 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki - 25 października 2017 r.

„Ptaki śpiewają w Kigali” warto było zobaczyć z co najmniej dwóch powodów - fenomenalnej Jowity Budnik i samej tematyki filmu, która w ogarniętej kryzysem migracyjnym Europie nabiera wyjątkowego wymiaru.

Rwanda, 1994 rok. Trwa konflikt między plemionami Tutsi i Hutu po tym, jak w Kigali zestrzelono samolot rwandyjskiego prezydenta. Od kwietnia do lipca w krwawej rzezi ekstremistów zginęło około miliona ludzi. Świadkiem dramatu jest polska ornitolog Anna Keller (Jowita Budnik), która przyjechała do Afryki, by prowadzić badania nad spadkiem populacji sępów w Rwandzie. Wracając do Polski, zabiera ze sobą Claudine - dziewczynę z plemienia Tutsi, ratując tym samym jej życie. Kiedy za jakiś czas kobiety znów przyjadą do Rwandy, sytuacja polityczna ulegnie diametralnej zmianie...

Twórcy serwują widzowi dużo ciszy i przeciągających się naturalistycznych - a czasem wręcz turpistycznych - ujęć. Akcji tu niewiele, a całość przypomina raczej zlepek zdarzeń, losowych klatek z Rwandy i Polski lat 90. A jednak uważamy, że warto było poświęcić czas (film trwał prawie dwie godziny) i dać się poprowadzić w historię dwóch kobiet, tak różnych, a jednak sobie bliskich. Chociażby po to, by pochylić się nad pytaniami stawianymi przez Krauzów - pytaniami, które w dobie kryzysu migracyjnego i fali uchodźców zalewającej Europę, zdają się wybrzmiewać w sposób szczególny.

/za :niezalezna.pl, Gazeta Polska Codziennie/

powrót