67 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki - 31 marca 2015 r.





„Ukrainka” mówi więcej o życiu emigracji zarobkowej w Polsce niż raporty socjologów i dziennikarzy.

Współczesna Warszawa. Do miasta przybywają tym samym pociągiem dwie kobiety, Iwanka Matwijenko i Zofia Wolska. Iwanka jest młodą wiolonczelistką z Ukrainy, w Polsce chce zarobić na dom, który dzielić ma z Mykołą, także muzykiem. Jej narzeczony przetarł już polskie szlaki - od jakiegoś czasu mieszka w Warszawie, pracuje w pizzerii, a wieczorami gra w knajpie. Iwance także marzy się praca zgodna z jej wykształceniem, ale oczywiście, będąc Ukrainką, może co najwyżej zarabiać jako sprzątaczka lub gosposia. Zofia to leciwa właścicielka podupadłego gospodarstwa rolnego. Opuszcza je, by odwiedzić najmłodszego syna, Bronka. To jedyny z trójki jej potomków, który poradził sobie w życiu. Teraz, już jako Bruno, ma piękną żonę i świetnie prosperującą firmę komputerową. Wkrótce losy obu kobiet skrzyżują się ponownie. Miłość i marzenia o lepszym życiu, zazdrość i pogarda.
Smutna, bo rzeczywistość, którą ukazuje jest niestety bliska naszym czasom. Trudna, bo nie da się jej czytać jako porywającej lektury do poduszki, ale trzeba z nią walczyć. Rozdzierająca, bo zakończenie zdumiewa i buntuje.

Powieść nie spodoba się każdemu. Trzeba się jej trochę uczepić, by przyzwyczaić się do stylu i układu opowieści. Język momentami wydawał mi się, jakiś taki kwadratowy - ukraińskie bajki i ludowość oraz polska współczesność wielkiego miasta i nowoczesność w jednym, jakby trudne do oswojenia. Z kolei główna bohaterka wydaje się czasem aż nazbyt prosta i nieskazitelna, aż przerysowana. Ciekawe dialogi toczą się wewnątrz bohaterów, to co na zewnątrz dla ludzi i w ich głowach to często dwa bieguny. Temat emigracji do obcego kraju pokazany bardzo interesująco i daje do myślenia, a wręcz uderza, zwłaszcza zakończeniem.
Kosmowska napisała przejmującą powieść. Warto po nią sięgnąć...



powrót