57 spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki - 26 marca 2014 r.

Marcowe spotkanie DKK stało pod znakiem niezwykłego filmu „Anioł Śmierci”, będącego argentyńskim kandydatem do Oskara. Reżyser filmu Lucía Puenzo nie boi się trudnych tematów. Tym razem postanowiła zmierzyć się z jedną z najbardziej niesławnych postaci XX wieku: Josefem Mengelem, zwanym Aniołem Śmierci.

1945 rok: z pomocą Banku Watykańskiego i tajnej, zrzeszającej byłych SS-manów organizacji Odessa, najgroźniejsi zbrodniarze wojenni przedostają się na tereny nie objęte ekstradycją do Europy. Niezbadanym, wciąż dzikim, ogromnym terytorium na którym najłatwiej można się schować, a które kulturowo i historycznie, z racji wieloletnich związków, wciąż znajduje się pod wpływem Niemiec, jest Ameryka Południowa, a szczególnie Argentyna. To ona staje się mekką dla uciekinierów.

1962 rok: sympatyczna rodzina z dwójką dzieci, jadąca objąć w spadku po zmarłej krewnej piękny hotel nad jeziorem, spotyka na swej drodze przystojnego, kulturalnego Niemca. Nieznajomy z łatwością nawiązuje z  nimi kontakt wkupiając się bez trudu w  łaski czwórki bohaterów, stając się niebawem pierwszym, nie sprawiającym kłopotów gościem pensjonatu. Szczególnym zainteresowaniem obdarza on, mającą problemy ze wzrostem, córeczkę poznanego małżeństwa.

Przedstawiając się jako specjalista od genetyki, oferuje swoją pomoc. Tak, z pozoru niewinnie, rozpoczyna się mrożące krew w żyłach, spotkanie z potworem. Kiedy widzimy go po raz pierwszy, wypada zupełnie niepozornie. Grany przez Alexa Brendemühla, wydaje się kolejnym obcokrajowcem w Argentynie, co po II wojnie światowej nie było tam niczym szczególnym. Z czasem poznajemy go coraz lepiej i wciąż sprawia pozytywne wrażenie: troszczy się o dziewczynkę, która ma problemy ze wzrostem, jest zaniepokojony stanem ciężarnej matki niskiej dziewczyny, niby z czystej serdeczności daje jej witaminy i żelazo na wzmocnienie. Kiedy w końcu odkryjemy całą prawdę, zrozumiemy, czym jest potwór w ludzkiej skórze.

W oryginale tytuł najnowszego filmu Lucii Puenzo brzmi „Wakolda” - dokładnie tak nastoletnia Lilith nazywa swoją lalkę. Dziewczynka marzy, żeby zaczęło w niej bić mechaniczne serce. Mężczyzna, którego spotyka na swojej drodze i który wkrada się w jej łaski, chciałby widzieć bijące serca w setkach takich samych lalek. Błękitnookich, blondwłosych, ustawionych w szeregach i gotowych do zabawy. „Wakolda” to mrożące krew studium ludzkiej obsesji, która przy odpowiednich środkach finansowych nie zna żadnych granic. Mengele jest postacią w sposób doskonały pozbawioną empatii, ale zarazem świetnie ją symulującą. Dla niego istota ludzka jest po prostu kolejnym obiektem pełnym żywych tkanek i materiału genetycznego, na którym można prowadzić eksperymenty, by zaspokoić nienasycony głód wiedzy. Jest osobą tym bardziej przerażającą, że wykonuje zawód wyjątkowego zaufania publicznego. Lekarzowi „z urzędu” należy wierzyć.

Film wstrząsający, pozostawiający widza w osłupienie jeszcze długo po napisach końcowych. I co najważniejsze - warty obejrzenia ponad wszelką wątpliwość.

powrót